Witajcie!
Z wykształcenia jestem socjologiem, z zawodu wykonywanego przez 20 lat - dziennikarką. Moja niespełniona miłość to medycyna. Ostatnia pasja to naturoterapia i inne terapie medyczne, odkryte w świecie, czasami dawno temu. Większość lekarzy, z którymi miałam do czynienia, raczej nic o nich nie wie. W zaprzyjaźnionych sklepach z ziołami i suplemantami kupuję książki, po kolei testuję na sobie to, co tam przeczytałam i... najczęściej mam dobre doświadczenia.
Według standardów medycyny klasycznej jestem zdrowa. Nie mam jak dotąd żadnej z chorób przewlekłych typu miażdżyca, cukrzyca czy nadciśnienie. Nie mam depresji ani chorych stawów. Wyniki krwi mam dobre, chociaż ostatnio nieco za mało leukocytów. Nie piję, bo nie bardzo lubię alkohol. Nie palę, właściwie nie popalam, jak to dawniej bywało. By się dobrze czuć potrzebuję spać 8 godzin i zwykle mi się to udaje. Lubię swoją pracę i ludzi, z którymi pracuję. To jest uroda wolnego zawodu. Zapracowałam sobie na taki styl pracy. Ktoś by powiedział - ideał życia!
A co mam nie tak? Złości mnie, że do czytania potrzebuję okularów (kiedyś miałam sokoli wzrok i byłam niezła na zawodach strzeleckich). Nie chce mi się biegać, a chciałabym lekko odrywać się od ziemi. Mała nadwaga jest, niestety, pomimo kombinowania przez kilka ostatnich lat z dietami. I zdarzają się dni, gdy budząc się rano nie wiem dlaczego, ale nie czuję radości poranka. Moje ciało jest ociężałe, mój mózg wolno i niechętnie się budzi. Mój organizm daje znaki, że coś jest nie tak. Ale teraz jak zgadnąć co?
W moim otoczeniu jest kilka eksperymentujących i zgłębiających "tajemną wiedzę" osób, głównie kobiet. Wymieniamy się doświadczeniami. Są to już główne tematy podczas spotkań rodzinnych i towarzyskich. Dookoła coraz częściej słyszymy o groźnych chorobach, które dotknęły naszych znajomych. Niektórzy odchodzą gwałtownie (zawał), inni z wyrokiem "rak" gasną z tygodnia na tydzień. Pojawia się pytanie: a jak będzie ze mną, z moimi bliskimi i znajomymi. Czy można coś zrobić na zapas? Czy można przechytrzyć czas? Żyć długo i w dobrej kondycji? Chyba każdy by chciał.
Niektórzy mówią, że jak się o tym nie myśli, żyje się lepiej i że za bardzo nie mamy wpływu na to, co będzie kiedyś, gdy się postarzejemy. Gdzieś głęboko mają pewnie nadzieję, że cierpienia, jeśli już, to dotkną innych, nie ich.
Ale do meritum. Dowiedziałam się niedawno o takich zabiegach jak chelatacja i ozonoterapia. Wcześniej z książki Jerzego Zięby wyczytałam o leczeniu różnych schorzeń wysokimi dawkami witamin. Suplementuję się od roku witaminą D3+K2 w dawkach do 20.000 jednostek dziennie. Osiągnęłam poziom D3 we krwi powyżej 70 nanogramów/mililitr. Ile powyżej już nie wiem, bo w laboratorium mierzą tylko do 70. Gdy bierze mnie ostre przeziębienie, w ciągu doby zdarza mi się wziąć i 20 tabletek witaminy C 1000. Moje ostatnie odkrycie dotyczy ogromnych niedoborów witamin z grupy B. Nie łatwo jest kupić w naszych aptekach witaminy B w dużych dawkach. Zamawiam w internecie, informacji na temat dawkowania szukając w kolejnych książkach.
Mówią mi, że młodo wyglądam. Odpowiadam przeważnie, że na swój wygląd trzeba zapracować. Na zdrowie w naszym dzisiejszym zwariowanym świecie też trzeba zapracować. I rozglądając się dokoła dochodzę do wniosku, że nikt tego za mnie, za nas nie zrobi.
Tak więc rozpoczynam kolejny eksperyment na ciele własnym. Chociaż właściwie jestem pewna jego pozytywnego wyniku, bo dużo o tym czytałam i rozmawiałam z osobami, które przyjęły te terapie. Na tym blogu je opiszę, jak też skutki, które u siebie zauważę. Wiem, że wiele osób się poddaje tym terapiom, ale mało kto się tym chwali. Kto zechce, skorzysta z tej wiedzy. Na zdrowie!
Zaczynam od lipca chelatację. Co to jest, opiszę kolejnym razem. Niecierpliwych odsyłam do strony www.chelatacja.com.
I jeszcze koniecznie chcę podziękować doktorowi Dariuszowi Siwikowi, który umożliwił mi ten mój eksperyment.
Komentarze
Prześlij komentarz