Widziałam ich
źródło w opryszczce i dlatego też zdecydowałam się przyjmować ozonoterapię,
żeby poskromić tego wirusa w moim organizmie. Ale okazało się, że nie miałam
pełnego obrazu rzeczywistości. W tym filmowym materiale wypowiadam się na temat
opryszczki, która wtedy, moim zdaniem, wywoływała inną, dla mnie bardzo trudną,
dolegliwość, a mianowicie okresowo pojawiające się zapalenia nerwów.
Po raz pierwszy
zapalenie nerwu przytrafiło mi się jakieś 6 lat temu. Było to zapalenie nerwu
trójdzielnego, czyli tego odchodzącego od odcinka szyjnego kręgosłupa, idącego
za uchem. Ból nerwu przypomina bolesne pulsowanie, na początku co parę minut, w
miarę postępującego chorobowego procesu nasila się, pojawia się następnie co
minutę, a potem nawet szybciej, co 30 sekund. Przypomina to nieco jakby
wyładowania elektryczne, takie bolesne skurcze. Za pierwszym razem, gdy pojawił
się ten objaw, próbowałam uśmierzyć to środkami przeciwbólowymi, ale ani paracetamol,
ani ibuprom, jak również silniejszy ketonal, nie zadziałał. Po trzech godzinach
tych prób uśmierzenia bólu zdecydowałam się pojechać na pogotowie do lekarza
laryngologa podejrzewając, że mam może zapalenie ucha. Jakież było moje
zdziwienie, gdy lekarz powiedział, że ucho jest czyste i nie ma śladów stanu
zapalnego. Odesłał mnie wtedy do lekarza ogólnego. Internista zaaplikował
zastrzyk przeciwbólowy ze wskazaniem, że powinnam się udać jak najszybciej do
neurologa. Ból ustąpił po tym zastrzyku. Miałam jeszcze zalecenie, by zażywać
inne przeciwbólowe środki. Musiałam kilka dni poczekać na wizytę prywatną
neurologa.
Pani neurolog
wysłuchawszy mojej opowieści o bolącym nerwie, przepisała mi lek o nazwie
handlowej Lyrica (pregabalina), jak potem się doczytałam w ulotce zapisywany
pacjentom chorym na padaczkę. Szukałam go w kilku aptekach zanim znalazłam. Ma ciekawe
działanie - po zażyciu jednej tabletki przez kilkanaście godzin czułam się,
jakbym była po głębszym drinku. Nie mogłam prowadzić samochodu, nie mogłam
pracować. Stan ogólnie przyjemny, no ale wytrącający z działań zawodowych. Będąc
jeszcze u pani neurolog dopytywałam się, jaka może być przyczyna tego zapalenia,
czy mogę coś zrobić, żeby temu zapobiegać - może coś zmienić w diecie, w
sposobie życia? Pani doktor powiedziała, że przyczyna takich dolegliwości jest
nieznana, i że u mnie jest to jeszcze bardzo łagodny objaw, ponieważ są osoby,
które mają tak silne nieustające bóle, że stosuje się na nich zabieg przecięcia
nerwu. Pani doktor mi zasugerowała, żeby mieć lek zawsze w zasięgu ręki, aby
wziąć go od razu po pierwszych oznakach zaczynającego się zapalenia.
Po miesiącu
znowu pojawiło się zapalenie nerwu, ale miałam już środek zaradczy, to znaczy
uśmierzający ból, ale nie rozwiązujący problemu, więc nadal szukałam przyczyny.
Czas upływał, a dolegliwości powtarzały się regularnie. Wciąż myślałam, analizowałam,
poszukiwałam czegoś, co mnie natchnie co do przyczyny tych zapaleń. Po pół roku
zaobserwowałąm pewną podpowiedź – skojarzyłam, że na dzień przed zapaleniem
nerwu pojawia się mała opryszczka gdzieś w okolicy, gdzie przebiega bolący nerw.
Czyli jeśli był to nerw trójdzielny po prawej stronie głowy, poprzedzała go
opryszczka na ustach z prawej strony, jeśli zdarzyło się, że opryszczka
wystąpiła po lewej stronie, wkrótce potem pojawiały się dolegliwości nerwu
trójdzielnego po lewej. Skojarzyłam tę zbieżność kiedyś, gdy przebywałam w
gabinecie fizjoterapeuty i zaobserwowałam przebieg nerwów i ich zakończeń na
tablicy poglądowej prezentującej przebieg arterii nerwowych w całym ciele. Przypomniałam
sobie wtedy o opryszczce, że jest to wirus, który żyje w nas przez cały czas i
bytuje w zakończeniach nerwowych. Ożywia się szczególnie wtedy, gdy spada
odporność naszego organizmu. Pomyślałam, że to jest to, wreszcie znalazłem
przyczynę, i że powinnam skupić się na tej opryszczce, jak z nią walczyć, bo to
na pewno ona jest powodem tych dolegliwości.
Od tamtej pory,
a trwa to już wiele lat, próbowałam się koncentrować właśnie na opryszczce. Doczytałam
się, że wirus opryszczki namnaża się od aminokwasu o nazwie arginina (o czym
mówię w tym nagranym filmiku), że jest to aminokwas, który w pewnych ilościach
jest produkowany przez nasz organizm, szczególnie w stanie stresu i dlatego
uaktywnia się wtedy wirus opryszczki. Ale też wspieramy rozwój tego wirusa, gdy
dużo argininy przyjmujemy w pożywieniu, a pokarmy bogate w argininę to owies (płatki
owsiane), czekolada, orzechy - te mają argininy najwięcej. Arginina jest
aminokwasem przyjmowanym specjalnie przez sportowców, ponieważ pomaga w
budowaniu masy mięśniowej. Tak więc ze swojego menu wyrzuciłam płatki owsiane,
które jadłam regularnie przez 2 lata na drugie śniadanie w celu uzyskania
energii i schudnięcia, bo zdarzyło mi się kiedyś szybko schudnąć jedząc dzień w
dzień owsiankę. Teraz jednak miałam ważniejsze sprawy, tak więc płatki owsiane
zostały usunięte z mojego menu, na dodatek drastycznie ograniczyłam czekoladę,
jak też orzechy.
Pomogło to niewiele,
ponieważ pokazująca się opryszczka była już mniejsza, ale była. Występowała
nadal regularnie, tylko był to już jeden malutki bąbelek. Jednak za każdym
razem, gdy pojawił się ten swędzący bąbelek, dzień później zaczynało się
zapalenie nerwu. Po roku objawy przeniosły się w inną część ciała, a mianowicie
opryszczka zaczęła się pojawiać w okolicy tułowia, dokładniej w okolicy
pośladków, zaraz potem zaczynało się zapalenie nerwu krokowego.
Tyle lat byłam
zmęczona już tymi objawami, pogarszało się te ogólne samopoczucie, częste
zmęczenie, stany rozbicia. Dlatego, gdy dowiedziałam się o ozonoterapii w
przychodni doktora Siwika w Olsztynie, spotkałam się z lekarzem i z ciekawością
zaczęłam rozpatrywać leczenie opryszczki ozonem, bo w spisie chorób leczonych
ozonoterapią właśnie znalazłam opryszczkę. Myślałam sobie, spróbuję tego, czemu
nie. Ozon w postaci zastrzyków do krwi lekarz zalecił brać raz w tygodniu i uprzedził,
że aby było to skuteczne, należy to przyjmować wiele miesięcy. Tam się
dowiedziałam, że w przychodniach Doktora Siwika ozonem leczą się głównie chorzy
na boreliozę. Co prawda na początku terapii przeszło mi przez głowę - a może ja
mam boreliozę? Pomyślałam sobie - warto sprawdzić. Poszłam do laboratorium,
żeby zbadać krew testem Elisa. Po kilku dniach odebrałam wynik. Spodziewałam
się, że wykaże on przebytą dawniej lub nabytą niedawno boreliozę.
W jakiej
nieświadomości żyłam! Przez długie lata mieszkam za miastem, w siedlisku blisko
lasu, blisko łąki. Mam koty i psy. W ciągu ponad 20 lat wyjęłam z siebie ponad
20 kleszczy. Kleszcze wyjmował z moich psów i kotów. Zwykle w miejscu ukąszenia
lekko swędziało, po czym przechodziło. Nigdy nie zauważyłam żadnego rumienia. Aczkolwiek
rok temu, gdy mnie ugryzł kleszcz w skórę głowy, pojawił się dziwny guz. Pomyślałam,
że coś ten kleszcz musiał mi złego wstrzyknąć. Natychmiast poszłam do lekarza
rodzinnego. Opowiedziałam i dostałam antybiotyk, który przyjmował przez tydzień.
Tydzień po tym, jak skończył się ten antybiotyk, zachorowałam na infekcję
przeziębieniową. Pomyślałam sobie –mała grypka - pewnie dlatego, że ten
antybiotyk mnie osłabił. A był sierpień. Od tamtego zdarzenia w ubiegłym roku
po paru miesiącach zaczęły się szczególne problemy ze zdrowiem. Przeszłam w
styczniu, czyli 4 miesięcy od ugryzienia, bardzo silną grypę z powikłaniami, z
zapaleniem oskrzeli. Potem już się czułam tylko źle. Dokuczały mi fale gorąca i
poty. Źle spałam. Dotychczas stosowane metody na poprawę samopoczucia, jak
zastrzyki z witaminami B, nie pomagały. Dlatego zdecydowałam się na tę terapię
ozonem.
Przez ten cały
czas lekceważyłam informacje o boreliozie. Słysząc borelioza, kojarzyłam ją
najczęściej z leśnikami. Mówi się, że to ich choroba zawodowa. Czasami słyszałam,
że nawet może być groźną chorobą powodującą poważne dolegliwości, ale nie
brałem tego do siebie. Przecież ja nie jestem leśnikiem. Tak więc, gdy trafiłam
już na ozonoterapię, pomyślałam, że może warto zbadać się pod kątem boreliozy, bo
kilka rzeczy w moim organizmie i złe samopoczucie są niewytłumaczalne. Ale test
Elisa nic nie wykazał!
Zaczęło mi się w
głowie rozjaśniać, gdy kupiłam książkę „Naturalne leczenie boreliozy”
niemieckiego etnobotanika Wolfa-Dietera Storla, który sam zachorował na
boreliozę. Nawiasem mówiąc, najciekawsze o chorobach są książki pisane przez
lekarzy bądź biologów, na które oni sami zachorowali. Do takich zaliczam też książkę
amerykańskiej lekarki dr Terry Wahls, która opisuje jak wyleczyła się dietą
warzywno-owocową ze stwardnienia rozsianego. Tę książkę też nabyłam, ponieważ pomyślałam,
że wszystko, co dotyczy chorób nerwów, powinno być mi znane. Do tej książki wrócę
jeszcze w kolejnym poście, bo uważam, że jest świetna i nie wykluczam tego,
chociaż autorka o tym nie wspomniała, że jej choroba stwardnienie rozsiane może
też mieć coś wspólnego z boreliozą. Ale to na marginesie.
Wróćmy do
książki „Naturalne leczenie boreliozy”, w której autor opisuje historię tej
choroby począwszy od roku 1975, gdzie po raz pierwszy została rozpoznana i opisana
jako choroba z Lyme w Stanach Zjednoczonych. Serie
badań doprowadziły w 1982 roku do odkrycia przez naukowców krętka bakterii
odpowiedzialnej za rozwój boreliozy w ludzkim organizmie. Odkrywcą krętka był
doktor Willy Burgdorfer, toteż nazwa bakterii (Borrelia burgdorferi) pochodzi
właśnie od jego nazwiska. W swoje książce Wolf-Dieter Storl pisze też o
powinowactwie boreliozy z chorobą weneryczną, jaką jest kiła. Mówi o niezwykłej
„inteligencji” tych bakterii, o tym jak potrafią się wkręcać w chrząstkę stawową
lub w osłonki mielinowe nerwów, będąc niewidoczne dla układu odpornościowego
organizmu i będąc niedostępne dla antybiotyków.
Po pierwszej pobieżnej
lekturze tej książki nie byłam jeszcze pewna, że mogę mieć boreliozę. Może
inaczej - jeśli by się okazało, że to jest borelioza, to by to wyjaśniało wszystkie
moje dolegliwości. A mianowicie jest fragment w tej książce, który mówi o tym,
że bakteria Borelli bardzo się różni od większości bakterii, z którymi mamy do
czynienia i które łatwo się leczy antybiotykami. Większość bakterii zazwyczaj
się namnaża co 2 - 4 godziny. Łatwo jest je wtedy zaatakować antybiotykiem. Ponoć
skutecznie on działa w momencie, gdy bakteria się rozmnaża. Otóż bakteria
boreliozy, z tego co wyczytałam, namnaża się w bardzo długich odstępach czasu,
a mianowicie co 28 dni. Niesamowite – pomyślałam! Moje dolegliwości od paru
lat, zapalenia nerwów, pojawiały się w odstępie około miesiąca. Gdy tylko to
przeczytałam, zaczęłam sięgać pamięcią wstecz i odtwarzać daty zapaleń nerwów.
Zaczęło się to wszystko układać w całość.
Przyjmuję ozon
już 6 miesięcy od maja 2017. Do momentu, gdy to piszę, wzięłam już ponad 20
zabiegów. Przez pierwsze trzy miesiące terapii, w maju, czerwcu i lipcu, zapalenia
nerwów się pojawiały, w czwartym miesiącu po dwóch zabiegach zaobserwowałam u
siebie zespół herksa, czyli reakcję organizmu na dużą ilość zniszczonych
drobnoustrojów. Za pierwszym razem miałam wtedy silne dreszcze i wysoką
gorączkę 38,6 stopni C, a następnego dnia było wszystko w porządku. Dwa
tygodnie później, również po ozonie, były podobne objawy tylko łagodniejsze z
gorączką 37,5 stopni. W kolejnym miesiącu, gdy spodziewałam się, że może nastąpić
znowu stan zapalny nerwów, pojawiła się malutka opryszczka, dla mnie zwiastun
problemów. Pojawiły się, ale tylko delikatne dolegliwości ze strony nerwów i to
nie w tych miejscach jak dotąd. Odezwał się jeden nerw w podudziu, który po
rozgrzaniu ustąpił, po dwóch godzinach ból tego nerwu zniknął. Kolejnego dnia
pojawił się krótki ból nerwu trójdzielnego w skórze głowy, który też minął po
dwóch godzinach po rozgrzaniu. Nowość - nie pojawiły się takie dolegliwości, z
jakimi borykałam się ostatnie lata, to znaczy bóle tak silne, że musiałam brać
Pregabalinę, biorąc wtedy też 2-3 dni Heviran na opryszczkę sądząc, że to ona
jest przyczyną zapaleń.
I oto w piątym
miesiącu przyjmowania ozonu dolegliwości zapalne mogłabym określić jako lekko
muskające, pokazujące, że coś tam się dzieje, ale w bardzo łagodnej formie. W
miesiącu szóstym pojawiła się malutka opryszczka, ale nie pojawiły się już żadne
dolegliwości bólu nerwów. Wciąż chodzę na ozon, bo jeśli to jest borelioza, do
czego jestem przekonana w 90%, to nie powinnam przestać jeszcze jej nękać.
Myślę, że dokładniejszy test Western Blot, który sobie zrobiłam i czekam na
wynik, pokaże coś więcej niż test Eliza. Nawiasem mówiąc uważam, że tak
niewiarygodny test, który ponoć w 50%, a niektórzy nawet mówią, że tylko w 30%
pokazuje właściwy stan dotyczący boreliozy, w ogóle nie powinien być używany,
bo jest to strata pieniędzy, ale też krzywda robiona pacjentom, którzy po tym
teście wciąż są skołowani i tracą cenny czas, zamiast działać. Szczerze mówiąc,
już się cieszę, bo 2 miesiące, gdy nie wystąpiło zapalenie nerwu, jest już dla
mnie ogromnym sukcesem i nadzieją, że można wyjść z tej choroby, której wcześniej
żaden lekarz u mnie nie podejrzewał.
Spotykając się z
innymi pacjentami chorymi na boreliozę ubolewam nad tak małą wiedzą na temat
tej choroby, która wydaje się być powszechną dzisiaj w naszym społeczeństwie.
Zresztą nie tylko w Polsce. Cisną się pytania: dlaczego nie prowadzi się
szeroko zakrojonych badań na boreliozą, dlaczego nie upowszechnia się metod,
które już się sprawdziły, jak ozonoterapia. Rozmawiałam z wieloma pacjentami,
którzy, po roku stosowania ozonu raz w tygodniu, opowiadają, że pozbyli się
wszelkich dolegliwości boreliozy i mają wyniki badań zerowe. Dlaczego nasze
szpitale zakaźne tym się nie interesują, dlaczego wciąż ładują w chorych
ogromne ilości antybiotyków, po których objawy choroby wracają.
Mam nadzieję, że
prowadząc tego bloga przyczynię się do upowszechniania wiedzy na temat objawów
boreliozy i skutecznego jej leczenia, między innymi ozonoterapii. Mam też
nadzieję, że lekarze nauczą się szybkiego rozpoznawania objawów boreliozy i zainteresują
się skutecznymi metodami jej leczenia, nie skazując pacjentów na długie serie
nieskutecznych antybiotyków wyniszczających organizm.
I jeszcze ciekawostka
- w książce „Naturalne leczenie boreliozy” przeczytałam, że przyczyną takich
chorób nerwów jak Alzheimer, Parkinson, czy stwardnienie rozsiane jest właśnie
bakteria boreliozy. Jak pisze autor te książki, u 60% chorych na stwardnienie
rozsiane znajdowano tę bakterię, zatem to krętki lub ich toksyny uszkodziły
osłonki mielinowe nerwów.
Autork książki Wolt-Dieter
Storl pisze też, że niezwykle ważna w pokonaniu boreliozy metodą naturalną jest
dieta i suplementacja. Ale to już temat na kolejny wpis, bo tutaj też mam pewne
doświadczenia i dużo mogę o tym opowiadać.
W filmiku "Nieznanene terapie" z lipca br. winowajcy swoich dolegliwości dopatruje się tylko w opryszczce. Dzis uważam ją raczej za "osobę" towarzyszącą borelli, a nie sprawcę moich problemów. Jednak jej też będę chciała się pozbyć!
W filmiku "Nieznanene terapie" z lipca br. winowajcy swoich dolegliwości dopatruje się tylko w opryszczce. Dzis uważam ją raczej za "osobę" towarzyszącą borelli, a nie sprawcę moich problemów. Jednak jej też będę chciała się pozbyć!
Moja mama, po długotrwale utrzymujących się bólach stawów wykonała test na boreliozę i niestety wynik był pozytywny. Kiedy chorowała na boreliozę piła właśnie napar z czystka. Sama nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy to zioła pomogły, czy jednak antybiotyki, ale jej samopoczucie znacznie się poprawiło. Mimo wszystko myślę, że warto wspomagać się ziołami, a szczególnie czystkiem, który działa destrukcyjnie na krętka boreliozy.
OdpowiedzUsuńO3Zone www.o3zone.pl - są rewelacyjne i doskonale wpływają na skórę. Borelioza ustała. Polecam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTej właściwości ozonowania nie znałam
OdpowiedzUsuń